Powtórzę to, co już w tym miejscu napisałem. O tym, czy w Legnicy dojdzie do zmiany władzy, zadecyduje wyborcza frekwencja. Ci, co władzy bronią, mają ją zagwarantowaną. Ich wyborcy są zdyscyplinowani, bo mają czego bronić. Oni nie chcą zmian. Im jest bardzo dobrze! I modlą się jedynie o to, by reszta pozostała w domach. Wybór jest jasny. Chcesz zmian, idź głosować. Masz sensowny wybór, to wykorzystaj szansę.
Po raz pierwszy od wielu lat legnickim środowiskom politycznym udało się wyłonić sensownych kontrkandydatów dla urzędującego władcy. Niedzielne wybory są zatem szansą, by pokazać mu, jeśli nie czerwoną, to przynajmniej żółtą kartkę, jaką byłaby druga ich tura. Naprawdę warto spróbować!
Przyjrzyjmy się pretendentom do prezydentury. Obóz władzy od 12 lat reprezentuje Tadeusz Krzakowski, człowiek zmęczony i wypalony, opleciony siecią układów i wzajemnych zobowiązań politycznych, biznesowych i towarzyskich. Dwa największe ugrupowania polityczne w mieście, rządząca państwem Platforma Obywatelska oraz największa partia opozycyjna Prawo i Sprawiedliwość, wyłoniły młodszych, dynamicznych, sensownych i przygotowanych do przejęcia władzy kontrkandydatów.
Zarówno Jarosław Rabczenko (PO), jaki i Wacław Szetelnicki (PiS) dają nie tylko możliwość prawdziwego wyboru, także wówczas kiedy kierujemy się pobudkami ideowo-światopoglądowymi, ale jednocześnie szansę na konieczną i długo oczekiwaną zmianę. Na to, by moje miasto rozwijało się zdecydowanie szybciej, by nie marnowało szans i środków, które gdzie indziej wykorzystują lepiej.
Wielu wyborców, zwłaszcza najmłodsi, już w tym momencie powie, że mają to w nosie, bo i tak nic się nie zmieni. Dodadzą, że od mieszania herbata nie robi się słodsza, jako że wszyscy trzej dotychczas wymienieni reprezentują ten sam polityczny establishment ukształtowany 25 lat temu. Mogę to zrozumieć, ale i na to jest rada.
Najmłodszy z kontrkandydatów, Jacek Bondarewicz z Kongresu Nowej Prawicy, wielu wyda się propozycją nadmiernie egzotyczną, ale nie da się mu zarzucić, że należy do politycznej elity zmieniającej się od ćwierćwiecza w podziale władzy. To oferta dla kontestatorów systemu.
Jest jeszcze Tymoteusz Myrda z tzw. Bezpartyjnych Samorządowców. To dla tych, którzy uwierzą, że chodzi mu w tych wyborach o prezydenturę Legnicy. Ja nie tylko w to nie wierzę, ale wiem, że nie o to mu chodzi. Pomijam już absurd, by przyszły prezydent Legnicy polityczne dyspozycje otrzymywał od prezydenta Lubina.
Pisałem już za Newsweekiem, że „Obecny system nie zapewnia demokratycznych wyborów na poziomie lokalnym i stwarza warunki do rozwoju korupcji w samorządach. Uprawnienia urzędującego prezydenta są aktualnie tak duże, że bez trudu może on zapewnić sobie zwycięstwo w wyborach bez względu na rzeczywiste poparcie lokalnej społeczności. Arytmetyka wskazuje jednoznacznie, że na poziomie gmin demokracja nie istnieje”.
Zamiast jednak popadać w paraliżujący pesymizm pokażmy w niedzielę władzy gest Kozakiewicza, by za bohaterem słynnego „Lotu nad kukułczym gniazdem” już w poniedziałek powiedzieć sobie „przynajmniej próbowałem”. Mamy wybór. Wykorzystajmy szansę.