Nie ma wątpliwości, że największe emocje wywoła bitwa o fotel prezydenta miasta. Bitwa, bowiem już wiadomo, że będziemy świadkami ostrej, bezpardonowej kampanii. Kto zatem może się ubiegać o prezydenturę Legnicy.
Na tę chwilę dwóch kandydatów ogłosiło, że mają ochotę spędzić najbliższe pięć lat w legnickim ratuszu. Jako pierwszy publiczną deklarację złożył Bartłomiej Rodak, były dziennikarz, obecnie rzecznik prasowy Kolei Dolnośląskich, w wyborach ma być popierany przez Bezpartyjnych Samorządowców, choć są i takie plotki, że może wystartować z własnego komitetu. Rodak swoją deklarację złożył tak dawno, że gdyby nie przypominanie o tym fakcie przez niektóre media, to legniczanie dawno by o nim zapomnieli, bowiem jego publiczna aktywność ogranicza się portalu społecznościowego.
Inaczej wygląda sprawa z drugim kandydatem. Maciej Kupaj, radny Koalicji Obywatelskiej już prowadzi swoją kampanię. Pokazuje się na miejskich imprezach, raz w tygodniu zwołuje konferencje prasowe, na których prezentuje swój program. Jest lansowany przez przychylne KO media. Jaki ma pomysł na miasto? Na konferencjach prasowych zarzuca dziennikarzy pomysłami i planami. Problem w tym, że wszystko co mówi jest na poziomie ogólności. Z przekazów medialnych nie sposób dowiedzieć się kiedy i za ile, pomysły te ma zamiar zrealizować.
Oczywistym kandydatem wydaje się urzędujący od ponad dwudziestu lat obecny prezydent Legnicy. Tadeusz Krzakowski co prawda oficjalnie w tej sprawie milczy, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie odpuści. Krzakowski, to stary polityczny wyjadacz. Pisząc „stary” nie mam na myśli jego wieku, który tak często jest mu wypominany przez politycznych oponentów. Wiek ten nie przeszkadza im, że ich lider Donald Tusk jest rówieśnikiem Krzakowskiego. Ma doświadczenie, wiedzę i nie jeden polityczny bój wygrał. Jednak zapewne zdaje sobie sprawę, że ta kampania będzie najtrudniejsza w jego karierze, bowiem mijającą kadencję nie może zaliczyć do najbardziej udanych.
Wyborów na prezydenta Legnicy nie odpuści także Prawo i Sprawiedliwość. Pojawiające się w portalach insynuacje, że PiS swojego kandydata nie wystawi i poprze Krzakowskiego należy między bajki włożyć. Żadna partia takich wyborów nie odpuści. To byłaby wizerunkowa klęska, przyznanie się do tego, że nikt z jej szeregów nie nadaje się na to stanowisko. Kto zatem może powalczyć z ramienia PiS? Na „giełdzie nazwisk” pojawiają się dwie osoby. Marta Wisłocka, obecna przewodnicząca Rady, którą od jakiegoś czasu władze PiS wyraźnie wspierają i Ewa Szymańska, była poseł, która jak głosi plotka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i ma ochotę zaistnieć. Jest też trzeci wariant. Być może działacze PiS zgłoszą jako kandydata kogoś zupełnie nieznanego, wyciągniętego jak królik z kapelusza, kogoś kto z góry będzie skazany na pożarcie przez rywali. Takim królikiem w poprzednich wyborach był Arkadiusz Baranowski - dziś w KO.