Z Krystianem rozmawia Lilla Sadowska
Dlaczego wyjechałeś z Legnicy?
- Życie mnie do tego zmusiło jak wielu innych. W Legnicy mieszkałem z dziewczyną, ona studiowała, ja pracowałem w jednym z zakładów na Strefie. Zarabiałem tak „wiele”, że ledwo wystarczało na opłaty i skromne życie. Jesteśmy młodzi i chcieliśmy czegoś więcej. Postanowiliśmy wyjechać do Anglii. Moja dziewczyna rzuciła studia, ja zwolniłem się z pracy i wyjechaliśmy.
Wyjechaliście tak „w ciemno”?
- Nie do końca. Załatwiliśmy sobie pracę przez jedną z polsko – angielskich agencji pracy. Agencja opłaciła nam podróż, załatwiła mieszkanie i roczny kontrakt w Manchesterze, bo tam na początku wylądowaliśmy.
Czyli łatwo i bez problemów?
- Nie do końca. Na początek trzeba było zdać test z języka angielskiego i przez rok związani byliśmy kontraktem, który na pewno był opłacalny dla agencji, dla nas nie do końca. Wszystkie opłaty, jakie z nas wnieśli odebrali sobie z nawiązką. Pracowaliśmy ciężko fizycznie i to za najniższą stawkę, ale wystarczało na wygodne życie i jeszcze mogliśmy odłożyć, co w Polsce było niemożliwe.
Nie zagrzaliście długo miejsca w Manchesterze, wyjechaliście do Leeds.
- Tak, kiedy skończył się kontrakt postanowiliśmy poszukać czegoś lepszego. Mieliśmy znajomych legniczan, którzy mieszkali w Leeds, namówili nas żebyśmy do nich przyjechali. W Manchesterze byliśmy właściwie sami, ciągnęło nas do swoich. Tak trafiliśmy do Leeds i wylądowaliśmy na Harehills, w najgorszej z dzielnic tego miasta. Nasze Zakaczawie przy tym to ekskluzywna dzielnica. Z jednej strony za oknem był cmentarz, z drugiej brudna, pełna śmieci i meneli ulica. Ale w domu Polacy, to było ważne. Załatwiliśmy sobie pracę w fabryce. Pakowaliśmy hamburgery. To była dopiero ciężka praca. Kilkanaście godzin stania przy taśmie i wąchania rybnych hamburgerów, jedynym plusem była dobra płaca. Jednak moja dziewczyna w tym czasie zaszłą w ciążę i nie bardzo mogła tam pracować. Męczyła się, przeszkadzały jej te zapachy.
Czyli przyszedł czas by znów myśleć o zmianach.
- Nie planowaliśmy mieszkania na Harehills, tym bardziej, że miało pojawić się dziecko. Znaleźliśmy mieszkanie na Morley i wyprowadziliśmy się. Znaleźliśmy też kolejną pracę, tym razem było to sprzątanie szpitala. Niestety, praca się skończyła i zaczął się problem. Moja dziewczyna w ciąży, a my oboje zostaliśmy bez pracy.
Nie pomyśleliście wtedy o powrocie do Polski?
- Był moment, że tak, ale nie mieliśmy do czego wracać. Przez kilka miesięcy żyliśmy z zaoszczędzonych pieniędzy i zasiłku z Councilu. Mały miał się urodzić a nas nie stać było nawet na zakup wyprawki i choć wstyd nam było musieliśmy poprosić o pomoc rodziców. Oczywiście pomogli nam. Na szczęście udało mi się też znaleźć pracę i powoli wyszliśmy na prostą.
Jak to było kiedy mały pojawił się na świecie?
- No oczywiście świat przewrócił się do góry nogami, ale byliśmy szczęśliwi. Jako, że tylko ja pracowałem znów pomógł nam Council, zresztą socjal w tym kraju jest zupełnie inny niż w Polsce. Tu dzieci są bardzo ważne i wszyscy dbają o to, żeby nie stała im się krzywda. Przychodzili do nas i sprawdzali na co wydajemy pieniądze, które dostajemy.
Mieszkacie w Leeds już kilka lat. Jak sobie teraz radzicie?
- Nadal pracuję w tej samej firmie. Od kilku lat jestem u nich na kontrakcie. Filip ma już prawie cztery lata, chodzi do angielskiego przedszkola. Moja dziewczyna rozpoczęła naukę w Leeds City College. Mamy trzypokojowe mieszkanie, w Polsce chyba nigdy byśmy się takiego nie dorobili, nie stać by nas było na wynajem.
Czyli niczego wam nie brakuje?
- Brakuje jednego, polskiej ziemi pod stopami. Mamy tu wielu znajomych Polaków, ale mimo to nadal po tych prawie siedmiu latach przeżytych tutaj tęsknimy za domem i to się chyba nigdy nie zmieni.
Może warto pomyśleć o powrocie do ojczyzny?
- Teraz tu jest nasza druga ojczyzna. Nasz syn tu się urodził i wychowuje, tu ma kolegów. Do Polski latamy kilka razy w roku, nasi bliscy przyjeżdżają do nas. Najtrudniejsze są rozstania, na szczęście jest internet i dzięki niemu możemy codziennie kontaktować się z bliskimi. Nie myślimy o powrocie, przynajmniej na razie. Namiastką Legnicy jest dla nas L (sic.) L jak Leeds i L jak Legnica.