Jakie były twoje początki przygody z tańcem ?
- Zaczynałam z koleżankami na podwórkach Kopernika, poddaszach i wszędzie, gdzie dało się tańczyć. Później założyliśmy klub. Miałam wtedy sześć lat. Od samego początku był też zespół Złote Dzieci. Później był okres szkoły muzycznej i akordeonu, ale ja nie chciałam grać, tylko tańczyć. Z Legnicy do Wrocławia wyjechałam dosyć wcześnie, bo już w wieku szesnastu lat. Tam zaczęłam tańczyć z ogniami na ulicach.
Czy taniec był tylko twoim hobby, czy chciałaś zostać zawodowcem?
- Kiedy zdałam maturę jedynym, co mogłam robić to był taniec, nie brałam żadnego innego sposobu na życie pod uwagę. Pierwszym krokiem był kurs instruktorski w Łodzi na którym wykładowca polecił mi szkołę w Kaliszu. Spakowałam się i już po kilku dniach po kursie byłam w Państwowym Pomaturalnym Studium Animatorów Kultury, gdzie studiowałam jednocześnie pracując w teatrze Alter. Po studium przyszedł czas na uczelnię. Na uniwersytet w austriackim Linz dostałam się praktycznie od razu. Niestety nie miałam pieniędzy na takie studia. Wróciłam tam za rok z pieniędzmi ze stypendium.
Jak to się stało, że z austriackiego Linz wróciłaś do Legnicy?
- Punktem zwrotnym w mojej karierze była kontuzja kolana, której nabawiłam się na jednym z treningów. Wtedy naprawdę się przeraziłam, bo groziło mi to, że nie będę mogła dalej tańczyć. Wróciłam wtedy do Legnicy na roczną przerwę i tutaj realizowałam projekty ze znajomymi z różnych formacji tanecznych dla dzieciaków z najbiedniejszych rodzin. Nie mogłam tańczyć, ale mogłam uczyć tańca. W projektach brało udział ponad sto osób. Znalazło się tez wsparcie z Ministerstwa Kultury, które sfinansowało nam całe warsztaty. Efektem tego był wygrany konkurs „Dolina Kreatywna” w Warszawie. Wtedy też zaczęłam współprace z teatrem Avatar.
Okazało się, że kontuzja nie jest bardzo groźna i możesz tańczyć, znowu wyjechałaś z miasta. Dokąd tym razem?
- Przez dwa lata mieszkałam w Brazylii i tam trenowałam Capoeirę. Wysłała mnie tam austriacka uczelnia, bo temat mojej pracy dyplomowej brzmiał: „Jak można łączyć taniec współczesny z Capoeirą”. Na szczęście dostałam też stypendium z programu „Młoda Polska” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na rok 2013 i to zapewniło mi pieniądze na utrzymanie się, więc mogłam przez kilkanaście miesięcy żyć i chłonąć Capoeirę w jej ojczyźnie. Tam też odnalazłam taki kontekst socjalny tańca. W Brazylii, gdzie rządzą gangi narkotykowe, a dzieciaki do siebie po prostu strzelają na ulicach, to właśnie taniec pomaga je wyciągnąć z tego bagna i pokazać, że można żyć inaczej.
Czym jest dla ciebie sukces? Starasz się brać udział w konkursach i różnych show telewizyjnych?
- Największym sukcesem dla mnie zawsze było i jest to, że mogę przekazywać swoją wiedzę i umiejętności właśnie dzieciom i młodzieży. Na celebrytkę się nie nadaję.
Czym zajmujesz się w chwili obecnej?
- W Brazylii stworzyłam spektakl taneczny, z którym podróżuję. Mogę dzięki temu porównać, jaki jest odbiór Capoeiry w Brazylii, Polsce i Anglii, gdzie na chwile obecną mieszkam, pracuję i trenuję w kompanii tanecznej Guarini Dance, a w przyszłości chciałabym po prostu uczyć tańca. Wszystko jedno, czy będzie to w dużym mieście, czy w małej wiosce, liczy się tylko jedno – taniec.
Na zakończenie pytanie, które pewnie wielu ci zadaje. Czy da się na tańcu zarobić i godnie żyć?
- Oczywiście, że się da. Nie jest to, co prawda łatwe, ale jak ktoś naprawdę kocha taniec, to można się z niego utrzymać. Konkurencja jest ogromna, dlatego trzeba być na prawdę dobrym, żeby dostać angaż, ale jak już się uda, to później jest coraz prościej.
Aneta Zwierzyńska jest tancerką i instruktorką. Swoją karierę zaczynała w Złotych Dzieciach. Teraz jest członkiem londyńskiej kompanii tanecznej Guarini Dance. W grudniu odwiedziła Legnicę, by poprowadzić zajęcia w SDK „Kopernik”.