REKLAMA
Lca.pl » Publicystyka » Felieton

2016-11-30 09:21:29 - Autor: Jan Stanisław Smalewski
Smalewski: Wojna polityczna trwa
Zdaniem wicepremiera, a zarazem ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotra Glińskiego w Polsce trwa brutalna wojna polityczna. Wojna, w której po obu stronach barykady stanęła partia rządząca i jej przeciwnicy polityczni.
REKLAMA

Wicepremier jako pierwszy z przedstawicieli rządu wywodzącego się z PiS odważył się skrytykować media telewizji publicznej „za sianie propagandy na masową skalę”. Do odważnych i inaczej myślących członków rządu dołączył także minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin, który na twitterze po tych słowach „przybił piątkę” koledze z rządu.

Przyznam, że o ile po pośle Gowinie mogłem spodziewać się takiej reakcji, gdyż kiedyś już - po dłuższym uczestnictwie w rządzie PO - zdobył się na własne zdanie, opuszczając przecież szeregi tej partii, to reakcja Piotra Glińskiego mile mnie zaskoczyła. Wszak to człowiek od kultury, a taki człowiek po dłuższym przebywaniu z ludźmi kulturalnymi, powinien mieć własne zdanie.

Oczywiście, że ani jeden, ani drugi przedstawiciel rządu Ameryki nie odkryli, ale zdobyć się na odwagę w swoim ugrupowaniu, gdzie póki co wszyscy grają pod jedną batutą tę samą melodię, której tytuł mniej więcej brzmi: „Tylko my mamy rację, większość parlamentarna może zrobić wszystko”, i w kierunku kilku osób związanych rodzinnie z byłym obozem władzy wypowiedzieć sławetne „przepraszam”, to naprawdę gest godny uznania.

Godny tym bardziej, że w Polsce brakuje jasnych, prostych, a jednocześnie przejrzystych zasad funkcjonowania demokracji. Przejście z ustroju, w którym panowała komunistyczna ideologia, do współczesnej demokracji, nie zostało wykonane poprawnie, z zachowaniem podstawowych zasad oddzielających ideologię od polityki. Brakuje przede wszystkim dobrej ordynacji wyborczej gwarantującej prawa wszystkich obywateli.

Pozostałości po totalitaryzmie przebijające się w programach i założeniach ideowych niektórych ugrupowań politycznych powodują napięcia społeczne i wciąż budują barykady stawiające naprzeciwko siebie przeciwników politycznych.

Polska nie jest jedynym krajem na świecie, ani w Europie także, w którym podobnie jak u nas toczą się wojny polityczne. Problem tkwi jednak w tym, że szansę taką mieliśmy, zaprzepaściliśmy ją już na początku przemian społecznych po 1989 roku, nie dokonując otwartej weryfikacji źródeł totalitaryzmu i zezwalając na dziką prywatyzację i wyprzedaż majątku państwowego oraz na obce – zbyt szerokie wnikanie do naszej państwowości zachodniego kapitału (bankowości).

Pisząc o tym, ciśnie mi się zaraz przed oczy sytuacja w Ameryce, gdzie ostatnio rozegrała się bardzo brutalna kampania wyborcza, w której bogaty miliarder zmierzył się z demokratką stawiającą na wartości polityczne. Wprawdzie nadal tam (do 19 grudnia) będą trwać przepychanki, gdyż w niektórych stanach zarządzono ponowne przeliczanie głosów, ale… czy trzeba przekonywać kogokolwiek, że ten, kto ma pieniądze, ma najczęściej rację?.. A jeśli ma rację, może mieć wszystko, władzę także.
Wojna polityczna, o której mówił wicepremier Gliński, to bardzo niebezpieczna wojna.

Tym bardziej, że rozgrywa się na płaszczyznach zawłaszczania prawa i ogarnia swym zasięgiem szerokie rzesze społeczeństwa: nauczycieli, inteligencję, policję i wojsko, działaczy KOD. To nie tylko gra w propagandowe urabianie „ciemnych mas narodu” i przekonywanie ich, że białe jest czarne, a czarne jest białe. To sianie nienawiści, wzajemne oczernianie się, to zbiorowe karcenie i karanie, nawoływanie do otwartej wojny najpierw z użyciem haseł, potem pięści, a na koniec i innych mocniejszych narzędzi walki.

Smutne jest zwłaszcza to, że Polska, kraj, który pokazowo dla całego świata przeprowadził bez wojny domowej swój naród z epoki totalitaryzmu sowieckiego do współczesnego świata - pokojowo, teraz, gdy walka toczy się o wiele mniej znaczące wartości, nie potrafi zdobyć się na wspólny program budowy przyszłości.

Pamiętamy przecież, jak spinające się ze sobą siły polityczne i społeczne stawały niejednokrotnie na krawędzi wojny domowej. Jak w krytycznym momencie rozwaga trzech głównych autorytetów: Jaruzelskiego, Wałęsy i Glempa (wcześniej Wyszyńskiego) blokowała nerwowe poczynania Sowietów, łagodziła społeczne napięcia, pozwalała prostować wspólne drogi porozumienia i postępu.

Problem tkwi zatem i w tym, że nie mamy dzisiaj mężów stanu na miarę tamtych czasów (jakbyśmy dziś ich nie oceniali, wówczas cieszyli się autorytetem wysokiej miary). Nie ma nawet takiego autorytetu Kościół Katolicki, który poprzez zaangażowanie się w politykę utracił swą wiarygodność, a przez to rolę mediacyjną. Brakuje prymasa, jakim kiedyś byli kardynałowie Wyszyński czy Glemp. Brakuje też popieranego powszechnie robotnika – działacza społecznego (nie związanego z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym, jak to ma miejsce obecnie), który potrafiłby porwać za sobą naród.

Nie ma takich mocy, jakie były kiedyś, a wręcz przeciwnie, wszystkie społeczne siły oporu prą w jednym kierunku – wzajemnej rozprawy ze sobą. Wojny na ulicach.
Tak jest. A jak być powinno? Myślę, że wszystkiemu winna jest trwożąca (nawet wicepremiera Glińskiego) propaganda. Napuszczanie jednych na drugich. Dewaluowanie wszelkich dokonań poprzedników, stawianie w wartościowaniu siebie ponad innych.

Winne są złe, niewłaściwie skonstruowane i wymagające pilnej naprawy zasady demokratycznych wyborów; ordynacji wyborczej. Partia rządząca PiS cieszy się sondażami, że ma pełne poparcie społeczeństwa. Nie ma, ma tylko 1/3. To nie jest większość. Większość społeczeństwa jest p-ko temu wszystkiemu, co aktualnie dzieje się w kraju.

Już dawno temu w Polsce Ludowej rządzący wpadli na to, że rządzenie sprawiedliwie społeczne to rządzenie przy udziale także innych partii reprezentujących całość społeczeństwa. Taką rolę przecież w PRL odgrywały (w pewnym sensie) Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. Każdy z nas współcześnie ma dostęp do światowych mediów. Inteligencja potrafi wyciągać wnioski logiczne ze wszystkiego, co na świecie się dzieje. I każdy wie o tym, że propaganda podawana w sposób prymitywny i nieudolny tylko rządzącym szkodzi.

Każdy z nas, kto obserwuje świat też wie, że w państwach o jednej masowej religii, rządzących przez jedną masową partię, najczęściej powstają dyktatury, dochodzi do wojen i mordów, rodzą się konflikty zagrażające innym narodom, wyznawcom (napięcia z sąsiadami, uchodźcy).

Skąd biorą się powody do zaogniania konfliktu społecznego? W jaki sposób buduje się barykady w świadomości społecznej ludzi o odmiennych poglądach, myślących różnymi kategoriami?

Co kilka dni w dzienniku TVP1 pojawiała się ostatnio informacja, której celem było utrwalanie w świadomości społecznej, że partia rządząca poprzez utrzymywanie zdecydowanej przewagi nad pozostałymi ugrupowaniami politycznymi, cieszy się nieustającym poparciem większości społeczeństwa.

W tego typu manipulacjach dochodzi do operowania błędami w logicznym wyciąganiu wniosków. To znaczy ukazywania liczb w świetle ich wartości różnych w odniesieniu do poszczególnych podmiotów.

Po pierwsze oscylujące w granicach trzydziestu kilku procent poparcie jest co najwyżej tylko trzecią częścią społeczeństwa, nie jest więc żadną większością, a stanowi jedynie najwyższe poparcie osób spośród tych, jaka wypowiedziała się w ankiecie. Jest jedną trzecią częścią (1/3) respondentów biorących udział w badaniu. Wiadomo natomiast, że większość w odniesieniu do społeczeństwa to dopiero wartości powyżej 50%, czyli jego autentycznej połowy.

Ale liczby to nie wszystko. Generalnie, jako politolog, uważam, że tak jak dotychczas w państwach demokratycznych bywało, niezbędne są prawa i przywileje dla mniejszości narodowych (czyż właśnie ostatnia wizyta przedstawicieli rządu w Wielkiej Brytanii nie była tego dobitnym dowodem?), prawa dla grup społecznych o odmiennych poglądach na wiarę, na gospodarkę, kulturę itp. I nie wystarczy społeczeństwu rzucić co jakiś czas ochłap w postaci socjalnego „kęsa daniny”, by odreagowywał na niego jak głodne zwierzę, ciągle łasząc się do swego pana. Historia dostarczyła nam wielu przykładów na to, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, a „potrzeby społeczne idą z duchem czasu.

Na dłuższą metę nie da się utrzymać w ryzach żadnego społeczeństwa, gdy tylko zacznie ono cierpieć głód, odczuwać niesprawiedliwość, czy rozumieć, jak dalece rozmijają się interesy rządzących z interesami społecznymi. Starsze społeczeństwo pamięta, jak za czasów Gierka, kiedy wydawało się, że w dekadzie jego rządów „ludziom naprawdę zaczęło się żyć dostatniej”, przejedzone zostały kolejne pożyczki zaciągnięte przez rząd za granicą. Jak brakło pieniędzy, a potem towarów, w tym żywności. Jak rodziła się „Solidarność” i doszło do masowego zrywu społecznego.

Zmarł ostatni długoletni (49 lat rządzenia) dyktator świata – kubański przywódca dziewięćdziesięcioletni Fidel Castro. Pół świata ucieszyła jego śmierć. Druga połowa jednak płakała po nim, lub przynajmniej uznawała go za wybitnego męża stanu. Nie wypomnę tego przy okazji Francuzom.

Tak to już jest, że współcześnie ludzie bardzo się różnią. Różnią się co do poglądów, kultury bycia i życia, wiary i politycznych aspiracji. Nie różnią się jedynie co do swego bezpieczeństwa, poczucia sprawiedliwości społecznej i potrzeby godnych warunków bytu.

Różne potrzeby, różne wartości, różnice w poglądach… tego nie załatwi żadna propaganda. Nie załatwi tego żaden rząd, choćby nie wiem jak dalece religijny i prawy. – Punkt widzenia bowiem zależy od punktu siedzenia. A zatem czasami potrzebne są mediacje, ustępstwa, kompromisy… Potrzebne są wspólne rozmowy i rozstrzygnięcia. Jak by nie oceniać współcześnie historycznego „okrągłego stołu”, uratował on kiedyś po raz kolejny kraj przed wojną domową.

Nie pamiętamy już tego? Przepraszam za mentorski ton końcowego wywodu, ale moim skromnym zdaniem nie ma innej drogi, jak doskonalenie demokracji w kierunku wspólnej naprawy rzeczywistości, w której się znalazła Polska. I nie łudźmy się – walka na pięści nikomu z nas szczęścia nie przyniesie. Nasi rządzący już to wiedzą; przynajmniej niektórzy. Nie bójmy się iść za rozsądkiem. Dołączmy do nich.

Byłeś świadkiem ciekawego wydarzenia? Opisz je i podziel się swoją wiedzą z innymi. Nakręciłeś film, lub zrobiłeś zdjęcie? Przyślij do nas, niech legniczanie zobaczą to, czego byłeś świadkiem.
500 197 963 – zadzwoń do nas lub wyślij sms-a, mms-a.
Zdjęcia i filmy Waszego autorstwa wysyłać można także na adres kontakt@lca.pl

Podziel się:

Brak komentarzy. Dodaj swój komentarz
REKLAMA
PRZECZYTAJ TAKŻE
Legnica -
Poznaj okolice Łodzi i odwiedź Hotel 500 w Strykowie
Legnica -
Poznaj historię ukraińskiego żołnierza - Polaka
Legnica -
Rowerowy wypad w Sudety — gotowy pomysł na aktywny wypoczynek
Legnica -
Wróżenie, magia i inne andrzejkowe rytuały w różnych krajach i językach
REKLAMA
Legnica -
Kunice – Żytomierz – Kunice. Dziadersi na szlaku
Legnica -
Pandemia nasiliła problem uzależnień wśród Polaków
Legnica -
Wszystkich Świętych. Zmiany w organizacji ruchu!
Legnica -
Rekordowa liczba pochówków, problem z dostępnością trumien
Legnica -
Zamknięte cmentarze 31.10 - 2.11
Legnica -
Większa aktywność komarów czeka nas również w sierpniu
PORTAL LCA.PL
O firmie | Praca | Kontakt | Regulamin
59-220 Legnica, Wjazdowa 6
tel: +48 500 197 963
e-mail: redakcja@lca.pl